Wierzę, że proces stawania się lepszym człowiekiem nigdy nie powinien się skończyć.



Ostatnio wyciskam z życia 200% normy. Wstaję między 5 a 5:30, wracam do domu około 21, potem pół godzinki pilates (jestem mega-początkująca, ale strasznie mi się podoba!), kolacyjka i lulu.
Jest mi z tym naprawdę dobrze, choć nie ukrywam, że chętnie bym się wyspała lub znalazła czas na jakiś film czy serial. Obiecałam sobie jednak zacząć wkrótce lekcje śpiewu i muszę na nie uzbierać, więc po godzinach jeszcze dorabiam. Do tego dochodzi parę innych zbliżających się wydatków (m.in. ślub mojej siostry). Mam cel, do którego dążę; to on, tam na horyzoncie napędza mnie do działania.

We wszystkim staram się widzieć coś pozytywnego, dzięki temu przez cały dzień czuję, że robię wszystko dla przyjemności.

Ważne są dla mnie małe nagrody, "kopnięcia", które dodatkowo motywują. Najczęściej jest to kawa, oczywiście, moje ogromne uzależnienie ;)

Pamiętam by regularnie jeść i dużo pić. Z tym jest najciężej, ale ostatnio uczę się znajdować czas w moim zabieganiu i dzięki temu nie czuję się zmęczona.

Dla tych z Was, które są wierzące (dla tych niewierzących tym bardziej ;)) polecam również, w miarę możliwości codzienną Mszę Świętą. Gdy zaczynam dzień od spotkania z najważniejszą Osobą w moim życiu, uśmiech nie schodzi mi z twarzy aż do nocy. To lepsze niż kawa!

Gdyby ktoś spytał się mnie dziś "dlaczego taka ładna dziewczyna nie ma chłopaka" odpowiem - nie mam na niego czasu! Jest na świecie tyle osób i rzeczy, które mnie uszczęśliwiają, że on, ze swoim szczęściem, musi poczekać w kolejce.